poniedziałek, 26 września 2011

Przekombinowałyśmy...

Parę dni temu dostałam maila od naszej koordynatorki, że możemy wziąć udział w forum dotyczącym, uwaga!, organicznej rozrywki. Już sam temat brzmi idiotycznie, ale dzięki temu wiem, że jak leżę na kampusie w Opolu, na trawie i piję piwo z butelki to oddaję się „organicznemu odpoczynkowi”. Tak więc jako ekspert ds. organicznego odpoczynku, wysłałam swoje zgłoszenie. Konferencja odbywała się na południu Tajwanu, w mieście Tainan, które słynie z pięknego wybrzeża, laguny i wspaniałych widoków. Od razu się przyznam, że chciałyśmy dać drapaka z tej całej organicznej ściemy, jednak…
Forum zorganizowało jedyne na Tajwanie „organiczne” pole golfowe. Niestety, nie podano adresu, dostałam informację zwrotną, że przyjedzie po nas autobus i mam być punkt 6 rano przed bramą kampusu. W notesiku spisałam, co chcę zobaczyć w Taianan i w sobotę rano pojechałyśmy.
A miało być tak pięknie...
Kiedy dojechałyśmy na miejsce, okazało się, że jesteśmy na kompletnym zadupiu. Do miasta nie da się dojechać, bo nie ma czym, a obsługa pilnuje nas jak oka w głowie. Nasze wielkie rozczarowanie, zostało przyćmione przez prawdziwą kawę, którą nam podano. Prawdziwa, dobra kawa to tutaj rzadkość, tak jak śnieg, który niby jest ale tylko w górach i mało kto go widział.
Zagoniono nas na wykłady. Osobiście nienawidzę ekologów. Dla mnie to banda oszołomów, którzy działają jak sekta. Guru ekologiczny robi im pranie mózgu, a potem manipuluje i wykorzystuje, żeby w końcu firma, którą atakują, zapłaciła mu haracz w zamian za święty spokój. Pamiętacie może jak parę lat temu wyciekły maile, czołowych ekologów? Już wtedy okazało się, że całe „globalne ocieplenie” to jedna wielka ściema, stworzona dla zysku. Więc teraz wcisną nam coś nowego, żeby wywołać panikę i jak najwięcej na tym zarobić. Teraz będzie moda na „organiczność”.
Wykłady jak już wspomniałam, odbywały się w klubie golfowym, który szczyci się tym, że jest organiczny w 100%. Zaproszono wielu gości z zagranicy, ekspertów i zrobiono łapankę na studentów. Nasze zagraniczne lica dodały słuszności całej sprawie, dobrze że nikt nie rozumiał naszych rozmów, ani nie widział notatek... Najpierw wykład wygłosił ekspert z Gjermanji, który był tak eko, że nawet dziura nie pozwoliła mu wyrzucić skarpety(przysięgam! miał taką wielką dziurę w skarpecie, że mu pięta wyszła). Taktykę miał genialną, już na samym początku ogłosił, że oto zbliża się przełom bo ludzie muszą ostatecznie wybrać strategię swojego rozwoju, a jeżeli nie postawi na CERTYFIKOWANĄ żywność organiczną to szlag nas wszystkich trafi. Dlaczego CERTYFIKOWANĄ, a nie NIECERTYFIKOWANĄ, okazało się już w drugiej części wykładu, kiedy pan ekspert, opowiedział o swojej pracy. Jego firma przyznaje owe certyfikaty, badając wszystko co możliwe w takiej np. marchewce i jej producencie, który oczywiście płaci za testy, modląc się by wszystko poszło ok. Jeżeli wszystko jest ok., może sprzedać swoją marchewkę do organicznego klubu golfowego. Organiczny klub golfowy również dostaje certyfikat, ale od firmy drugiego pana eksperta, tym razem z Francji, Lucjusza Krogulca(z nudów starałyśmy się przetłumaczyć jego nazwisko). Pan Krogulec, jak się okazało, przyleciał z Paryża, żeby ocenić organiczność klubu. W ramach oceniania, grał cały weekend w golfa, spał w organicznym apartamencie i jadł organiczne jedzenie. Kiedy stwierdził, że jednym z kryteriów przyznania certyfikatu klubowi, jest jego działalność edukacyjna, okazało się po co byliśmy tam my. Krogulec wymienił wszystkie kryteria, a na koniec przyznał, że ostatecznie wszystko zależy od oceny jego samego. To jak w „Skrzydełko czy nóżka?” z Louisem de Funesem.
Po panu Krogulcu, przemawiał drugi Francuz. Właściciel sieci pól golfowych w zachodniej Europie. Miał opowiadać o zarządzaniu polami golfowymi, ale jakoś mówił nie na temat, zapraszał nas, żebyśmy sobie wyrobili karty członkowskie klubu, za jedyne 120euro miesięcznie bo jak mówią statystyki golfiści, żyją dłużej o 5 lat. Ja nie wiem co ma tutaj golf do rzeczy, bogaci i tak żyją dłużej bo ich stać na lepszą opiekę zdrowotną. Francuz tak nudził, że na Sali rozległo się chrapanie. Ogólnie byłam w szoku, że Tajwańczycy spali, charkali i głośno gadali podczas konferencji, chociaż co do spania to w sumie się nie dziwię.
Jedynym fajnym wykładowcą był Nowo Zelandczyk, Brendan H., który jest wykładowcą na wydziale rolniczym, jednego z tutejszych uniwersytetów i widać, że robi coś co kocha. Nie przekonywał nas, że certyfikat zmienia wszystko, a nawet głośno stwierdził, że cała ta organiczność golfa, to po prostu próba poprawienia wizerunku tego sportu, który kojarzy się ze snobstwem i marnotrawstwem. Jeden nie bał się powiedzieć prawdy. Reszta wykładów była śmiertelnie nudna, za to w przerwie podali nam bardzo dobry obiad i organiczne banany. W przerwie okazało się, że 60% obcokrajowców miało taki sam plan jak my, z tym że jedni chcieli jechać do miasta, a jedni grać w golfa. Organizatorzy dali nam torby z fantami, wśród których znalazłyśmy idiotyczne, plastikowe czapki, zdjęcie na dole.
Pranie mózgu zrobiło swoje.
Nie jestem przeciwna naturalnym metodom uprawy, ale wkurza mnie to, że jakaś banda speców od marketingu, będzie nam teraz wciskać, że musimy zapłacić więcej za normalne jedzenie, bo ma certyfikat BIO/ECO. Z resztą, mój punkt widzenia, to punkt widzenia kogoś kto wie jak smakuje pomidor z ogródka, czy truskawki z działki, więc całe to forum to dla mnie dorabianie teorii do nowej mody. Jak się nie zgadzacie to możecie mnie obrzucić nieorganicznymi pomidorami, jakoś to przeżyje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz