piątek, 9 września 2011

Nocny targ część 1.

Tradycja nocnych targów, jest dość rozpowszechniona we wschodniej Azji. Skąd się wzięły? Najpierw były świątynie, w których wierni modlili się do swoich bogów. Wracając do domu po całym dniu pracy i modlitwie musieli być strasznie głodni, a że rano trzeba było wstać skoro świt, to nie było już czasu na szykowanie kolacji. Potrzeba matką wynalazków- wokół świątyń zaczęły się pojawiać pierwsze budy z jedzeniem, a później następne i następne ze wszystkim co człowiekowi mniej lub bardziej potrzebne do życia. Dzisiaj night markety czyli Ye shi(Pol. Je szy), cieszą się wielką popularnością tak wśród turystów jak i miejscowych. Co można kupić w takim miejscu? Wydaje mi się, że wszystko, trzeba tylko wiedzieć jak. Ale mówiąc o legalnych i ogólnie dostępnych rzeczach, jest to najlepsze miejsce, by spróbować specjałów tutejszej kuchni.
Yizhong ye shi, to najpopularniejszy targ nocny w Taichung. Część budek czynna również w dzień.
Jeżeli o mnie chodzi, wciąż jestem jeszcze na etapie odkrywania smaków i zapachów, jednak jest jedna rzecz, która fascynuje mnie i przeraża jednocześnie. To Chou dou fu(czoł tofu), czyli śmierdzące tofu. Mówiąc wprost, ono nie śmierdzi, ono CUCHNIE gnojem! 50m przed budą z chou dou fu czujesz jego… hmm zapach(?). Tajwańczycy, nie zniechęceni i nawykli do tego potwornego smrodu, zażerają się tofu, a przy budach zawsze jest kolejka. Smród jest tak intensywny, że nawet kiedy buda jest zamknięta i pusta, wiesz co tam sprzedawali, a sprzedawca żeby nie paść ma na twarzy maseczkę. Na razie chodzę wokół tych bud jak wokół jeża, ale jestem tak ciekawa, że na pewno spróbuję, muszę po prostu do tego dojrzeć.
Takie małe kosteczki, a smród na całą okolicę.
Następną, bardzo smaczną zresztą, potrawą są omlety z dodatkami. Łatwo można przeszczepić je na polski grunt, bo to naleśnik i omlet w jednym. Najpierw sprzedawca smaży na blasze naleśniki, później wybierasz sobie nadzienie(kurczak, krewetki, warzywa, wieprzowina), pan lub pani smażą omleta, którego przed scięciem się jajka posypuje dodatkami, a na koniec skleja omleta z naleśnikiem, polewa sosami, które wybierasz i gotowe. Mówię Wam pychota! Na obiadek, śniadanie czy głoda wszelakiego jak znalazł.
Tak wygląda budka z omletami, niestety pan sprzedawca uciekł widząc aparat.
Dumplingsy. Niby po polsku to pierogi, ale w ogóle nie przypominają naszych pierogów. Nadziewane różnymi mięsami lub w wersji wegetariańskiej. Dobre na śniadanie.
Tak wyglądało moje pierwsze śniadanie w Taichung.
Herbata, to właściwie temat na osobny post, który na 100% nastąpi, ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie napisać o zhen zhu hai cha(dżen dżu hai cza), czyli perłowej herbacie z mlekiem. Serwowana na zimno, czarna herbata z mlekiem, owocami, które kształtem przypominają jagody, a smakiem słodką fasolę i małymi galaretkami(trochę się różnią konsystencją od naszych), które są lekko słodkie. Ok, pewnie jednym zbiera się na pawia, a inni nie do końca potrafią sobie to wyobrazić, ale ja jestem absolutną fanką tego napoju. Są różne wariacje na temat tej herbaty, czasem serwują ją bez jagód, czasem z innym rodzajem herbaty, ale mi najbardziej posmakowała powyższa wersja. Uwaga panie! Galaretki z z.z.h cha zawierają kolagen, czyli opóźniają pojawienie się zmarszczek, a do tego w kolanach nie skrzypi, cud! Czuję, że po powrocie do Polski będę kombinować nad jej skopiowaniem.

Jako, że na night marketach mało kto mówi po angielsku, a szczególnie już przy budach z jedzeniem, zamawiam po prostu to co mnie ciekawi. Tak było w przypadku macek ośmiornicy w cieście. Bardzo, bardzo dobre, posypane suszoną rybą, którą na początku miałam za prażoną cebulkę. Takie knedle z ośmiornicą.
To nie cebula ani kapusta, to suszona ryba.

Nie wiem jak nazywają się te dziwne przekąski. Zamówiłyśmy każda inny wariant. Okazało się, że to ichnie kiełbaski z ryby(?) w cieście. Mi trafiło się ciasto na słodko, ze słodkiej fasoli. Dobre, ale smażone na oleju i dlatego bardzo tłuste. Pozostałe były z ziemniakami, albo po prostu w cieście.

Ten fioletowy kolor to zasługa słodkiej fasoli.
A to wersja bardziej klasyczna.

Ale mimo wszystko zjadłabym pierogów ze śmietaną...

1 komentarz: