poniedziałek, 3 października 2011

'Orginal copy'

Uważam, że chodzenie z mega wielkim logo, luksusowej lub mniej, marki to obciach bez względu na to czy nosi się oryginał czy podróbkę. Oczywiście logo „szanel” na cyrkoniowych kolczykach, a do tego białe kozaki budzą śmiech i pogardę, ale obserwuję tutejsze dziewczyny i ich podrabiane fanty i stwierdzam, że podróbki mogą być ok., dopóki nikt nie stara się nikomu wcisnąć, że to oryginalna rzecz. Nie wiem czy kiedyś słyszeliście jak sprzedawcy z wszelkich bazarów, na całym świecie, reklamują na głos swoje „dobra luksusowe”. Drą się w niebogłosy „Orginal copy! 25 euro! super price!” i tym podobne.
Nie wiem skąd jest to zdjęcie, ale zawszę śmieszy mnie, że mimo wszystko, ze śmiertelną powagą, sprzedawca będzie nam wciskał, że to 'orginal' chociaż 'copy, but orginal" nawet jeżeli sprzedaje z bagażnika lub na moście.
Tutaj nie ma takich akcji marketingowych, ale podróbki można znaleźć wszędzie. Np. zegarek identyczny jak Chanel, można kupić za 40zł, koszulki z logo za 25zł itp. Do tego przyznaję, że nie widziałam tutaj takich hardkorowych podróbek jak w Kijowie na Petriwce, gdzie można nabyć koszulkę, która jest jednocześnie i od Armaniego i od Diora. Tutaj dziewczyny, które noszą podróbki nie robią tego tak nachalnie jak niektóre w Europie. Najczęściej po prostu wybierają kopię butów lub torebki, na których nie ma loga firmy. Słyszałam, że na tle innych azjatyckich krajów, Tajwan jest raczej tolerancyjny jeżeli chodzi o podróbki. Można nosić, ale wielkie logo, rażące po oczach, jest nie na miejscu. Podobno w Korei(Płd.) noszenie, nawet takich z wielkim logo, nikogo nie mierzi, czego ilustracją jest podróbka torebki Michela Korsa, własność mojej Zośki. Znowu w Singapurze, tak jak w Europie, jest to obciach totalny, bez względu na logo lub jego brak.
Te szkaradne buciszcza Jeffreya Campbella, kosztują jakieś 100 funtów. Znalazłam identyczne za 60 zł na Yi Zhongu, jakość przemilczę.
'Louboutiny' też są. Kosztują do 50zł, nawet już na nich nie piszą "Made in China" tylko "Styled in Italy"
Dlaczego jestem za podróbkami?
Torba z worka na śmieci.
Po tym jak zobaczyłam to „dzieło”, które kosztuje 2 tysiące USD(!), stwierdziłam, że skoro te snoby- projektanci mody, mają tak głęboko w tyłku swoich klientów, to dlaczego klienci mają traktować ich na poważnie? Szczególnie, że „projektant”(Marc Jacobs) tego cuda, na pytanie dlaczego zaprojektował coś tak brzydkiego, odpowiedział: „Ludzie i tak to kupią bo JA to zaprojektowałem”. Rozumiem, że komuś poprawi humor oryginalna torba, która wytrzyma o wiele dłużej niż podróbka, ale ja wolę gdzieś pojechać ze znajomymi, niż ją kupić.

A jeżeli chodzi o przemysł ‘podróbkowy’ to jak się dziwić krajowi, który tak mało bogactw naturalnych, że bogaci się również na podróbkach. Czy coś sobię kupię? Raczej nie, moja miłość do ciuchów z night marketu, trwa zwykle 15s(od zobaczenia do dotknięcia materiału, który jest bardziej plastikowy niż okno PCV), a buty rozleciałyby się zanim doszłabym do najbliższego „7 eleven”. Ale jak wrócę do Polski to wezmę się chyba za produkcję jakiegoś Channela czy innego badziewia. Ratujmy gospodarkę! Wszak najlepsi fałszerze są z Polski(wpiszcie w google Czesław Bojarski)!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz