wtorek, 4 października 2011

Piniondze.

W weekend umówiłyśmy się z naszymi Tajwańczykami, na oglądanie filmu o Kaohsiung. Jako że Kenny jest z Kaohsiung, obiecał przybliżyć nam swoje miasto, zanim nas tam zabierze. Tak wynikało z relacji K., która się z nim umawiała. W sobotę Kenny chciał się z nami spotkać już o 16:00, ale ja siedziałam jeszcze w bibliotece, więc nie wypaliło, ostatecznie spotkaliśmy się o 18:30 i Amanda stwierdziła, że jedziemy do Ursusa. Trochę mi się to nie spodobało, bo wcześniej, przedstawiając Ursusa, Kenny zaakcentował iż „Ursus jest baaardzo bogaty”. Po cholerę mamy jechać do Ursusa, skoro film mieliśmy oglądać u Kennego? Moja ulubiona para podjechała na skuterku, z Pomarańczą(francuski buldog). Mieliśmy poczekać na Ursusa, który pojawił się po 10 minutach. Podjechał nowiutkim Infinity do którego wepchała nas Amanda i pojechaliśmy. Patrząc na samochód, stwierdziłam, że na pewno rodziców, bo w środku było kilka staromodnych i kobiecych fantów typu koronkowy schowek na coś-tam na tylnym siedzeniu. Chociaż, z mężczyznami na Tajwanie, to różnie bywa, może to jego.

Hotel One, popełniłam straszną gafę pytając czy to stacja telewizyjna. W odpowiedzi usłyszałam 'Nie. To najlepszy hotel w mieście, Lady Gaga tu mieszkała'... 
Przejechaliśmy do dzielnicy muzeów i super drogich butików. Bardzo ładna dzielnica, bardzo europejska, bardzo droga. Tutaj nie ma bud z żarciem, tu jest jak w amerykańskim serialu. Minęliśmy Hotel ONE(dumę Taichung, tutaj spała Lady Gaga, która na Tajwanie jest popularniejsza od wszystkich świętych razem wziętych) i Ursus skręcił w boczną uliczkę, pod jeden z drapaczy chmur. Myślałam, że może będzie jechał krótszą drogą, ale on wjechał na podjazd pod budynkiem i przy ukłonach odźwiernych wjechał na parking podziemny. Parking, jak parking. Lustrzana winda, zatrzymała się na parterze i znalazłyśmy się w lobby mega luksusowego hotelu. Wszystko w marmurach, wszędzie kwiaty, czerwone dywany, złote zasłony. Jak w Dynastii, Ursus kazał nam siąść w loby, a właściwie w Sali obok, gdzie stały wielkie sofy. Odźwierni i lokaje uginali się przed nami w pas, a my… Czułyśmy się jak w Pretty Woman. Ja w swoich rozlatujących się bucikach i szortach z H&Mu i lokaje w swoich lśniących mundurkach, do tego ubrana w dres Amanda. Cóż za luksusowy zestaw. „Zawsze mówiłam, że to bardziej hotel niż dom” mówi do mnie cicho Amanda i bierze Pomarańczę na ręce. Tajwan jest zbyt gorącym miejscem dla buldoga francuskiego, więc Pomarańcza chrumka jak prosiak i ślini się jak nie wiadomo co. Siedzimy, łypiemy na wszystko z ukradka. Nie czuję się dobrze, nie podoba mi się ten blichtr. Chcę już iść, po raz pierwszy chcę już wrócić do akademika, do karaluchów i brudnej łazienki, w końcu dojeżdżają Kenny i K.na skuterku i możemy zniknąć lokajom z ciekawskich oczu. Odkąd tylko weszliśmy, gapili się na nas jak na UFO. Gdybym była na ulicy, nie denerwowałoby mnie to tak jak w tym złocie i marmurze. Idziemy do windy, wjeżdżamy na 23 piętro. Widok z przeszklonego korytarza piękny, widać całe miasto, 2 mieszkania na piętrze. Kenny chwali się, że Ursus nie ma zamka na klucz, ani na kartę, kluczem jest jego odcisk palca. Super, czuję jeszcze gorzej bo nie potrafię udawać zachwytu nad palcem Ursusa i czuję się jak panienka na telefon. Mieszkanie też całe w marmurze i elektronice. Do tego Budda w rogu, smoki przy ogromnej plazmie i wszędzie jakieś akcesoria feng-shui(czyta się fenn szłei). Patrzę na okładki książek, wszystkie po chińsku, Amanda tłumaczy mi, że rodzice Ursusa są lekarzami, zajmują się chińską medycyną naturalną i podróżują po świecie. To wyjaśnia właściwie wszystko.
Pomarańcza(właściwie Dżu-dzy)
Siadamy przed telewizorem, oglądamy film, całkiem fajny, ale kompletnie nie widzę związku z Kaohsiung. Ursus przez cały wieczór się nie odzywa, na początku myślę, że nie mówi po angielsku, ale w końcu przez przypadek się wygaduje. W trakcie filmu wcinamy kurczka, którego Amanda podaje nam w miseczkach ustawionych na… gazecie. Strasznie mi się chce śmiać bo sobie wyobrażam sytuacje odwrotną- oni u nas. W Polsce podanie czegokolwiek na gazecie to szczyt buractwa, a tutaj jemy na marmurowym stole, przykrytym gazetą. Po filmie Kenny podejmuje się trudnego dzieła- uczy nas gry w Mahjong, klasyczną chińską wersję, a nie bzdetną z Internetu. Mimo iż ciężko się nauczyć takiej gry kiedy i nauczyciel i uczeń muszą się spotkać na poziomie obcego dla siebie języka, jakoś nam zaczyna wychodzić. W grze pomaga nam, jak ją określił Kenny, „królowa hazardu” Amanda. Świetny strateg, rozkłada na łopatki każdego. Gramy do 3 w nocy, zaczynam zasypiać, nie tylko ja, prosimy żeby nas odwieźli do akademika.
Gra w Mahjong

Kiedy tylko opuszczam luksusowy dom Ursusa czuję ulgę, kompletnie mnie nie jara blichtr i kasa, teraz wiem to na 100%, to nie dla mnie, to nie ze mną. Po drodze zahaczamy o knajpę bo żyjąca w nocy K. jest głodna, ona nie pójdzie spać do świtu, ja jestem o tej porze jak mumia egipska i muszę się jak najszybciej położyć spać. Pod akademikiem się żegnamy, dziękujemy za fajny sobotni wieczór i przy śmiechu pana ciecia, wchodzimy na teren naszego getta. Białe twarze nie muszą niczego podpisywać, jak inne studentki, powracające tak późno do akademika. Podobno po 3 podpisach, cieć dzwoni do rodziców. Ciekawe czy do Polski też by zadzwonił? Wchodzę do swojej trumienki(łóżko) i zadowolona zaczynam się układać do snu. Zosia jeszcze się kręci po pokoju, przy nie zgaszonym świetle widzę dziwny ciemny kształt na ramie łóżka. Podnoszę się, patrzę a tu mój ulubiony karaluch Stepan, strzyże wesoło czułkami. Dobywam książki i już mam Stepana rozsmarować na okładce, kiedy cholernik ucieka między łóżko, a ścianę. Nie mogę go tam dostać, więc kładę się i nie mogę już zasnąć.
Kto wie dlaczego nazwałam karalucha Stepan? Odpowiedzi na proszę na FB.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz