poniedziałek, 17 października 2011

Magiczne Lugang.

W Taichung ciężko wytrzymać w weekendy. Zastanawiamy się co robią wtedy Tajwańczycy, jakoś nie wierzę, że można cały weekend grać w Mahjong, albo siedzieć przed komputerem. Oszczędzając pieniądze na podróż do Kaohsiung(południe), wybrałyśmy małe, portowe miasteczko na północ od Taichung- Lugang. Dziewczyny usłyszały o tym miejscu od profesora, który je polecił. Nasi rówieśnicy usilnie chcą nas wysłać do Tajpej, co na pewno nastąpi, ale nie koniecznie w najbliższej przyszłości.
Lugang było bardzo ważnym portem za panowania ostatniej chińskiej dynastii cesarskiej- Cing. Później, za pewne za sprawą Japończyków podupadło, a dzisiaj nie ma już portu. Zostały za to piękne, stare świątynie, klimatyczne i bardzo wąskie uliczki i piękne budynki. Nieoczekiwanie spotkałyśmy tam koleżankę z Taichung, cóż Tajwan jest mały. Dobrze mieć tłumacza zwiedzając świątynie i kupując jedzenie.
Jedzenie w Lugang jest o połowę tańsze niż w Taichung, dlatego spróbowałyśmy wielu specjałów miejscowej kuchni i muszę szczerze przyznać, że WSZYSTKO(nawet to na patyku) było bardzo dobre. Wrócimy do Lugang jeszcze nie raz, chociażby na zakupy- pamiątki, herbata, buty, wszystko jest tańsze, a wybór przeogromny.
Maski papierowe, których używa się w obrzędach religijnych i jako odstraszacze złych duchów.
Załapałyśmy się na procesje- przeniesienie figury bóstwa z jednej do drugiej świątyni.
Stare uliczki Lugang.
Najwęższa ulica na Tajwanie Mu-Lu
Japońskie bungalowy, w środku pracownie i sklepiki miejscowych artystów.
Kombinezon z trawy morskiej
W końcu znalazłam swój rozmiar buta!
Uwaga tak wyglądała antyczna chińska bielizna!
Zdjęcia ze świątyń Lugang to materiał na osobnego posta.

Nie mogłam się oprzeć...
Smażone świerszcze, bardzo pikantne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz