niedziela, 16 października 2011

Impreza, impreza.

W piątek 14 października, półtorej miesiąca od naszego przyjazdu, odbyło się oficjalne przyjęcie powitalne. Zorganizowało je nasze ukochane, nieudolne i nikomu do niczego nie potrzebne OIA(czyli biuro współpracy międzynarodowej). Jako że większość studentów z wymiany miało z OIA tylko problemy, nikt specjalnie nie chciał iść. Jednak wszystkich skusiła darmowa wyżera(nawet Niemców). Panie z OIA, które na co dzień najchętniej by nas wszystkich otruły, uśmiechały się do nas ze szczerością porcelanowych lalek. Usadzili nas i zostaliśmy oficjalnie powitani przez rektora(bardzo sympatyczny, ale ‘na górze’ chyba nie wiedzą jak funkcjonuje OIA, chociaż na UO jest identycznie). Zapobiegliwi organizatorzy puszczali aplauz z mp3, co wywołało salwę śmiechu na widowni. W ramach układu artystycznego wystąpił Feisy z Ghany i uczył wszystkich afrykańskich tańców, co wywołało jeszcze większą wesołość. W końcu pozwolono nam jeść. Jedzenie było bardzo dobre, do tego w rogu Sali ustawiono samowary z herbatą. W pewnym momencie, nie wiadomo skąd pojawił się wielki Hindus(2 metry jak na Azjatę to naprawdę anomalia) z litrową butelką, czegoś bardzo podejrzanego. Bez jakiej kol wiek konspiracji otworzył jeden z samowarów, w którym kończyła się herbata, wlał zawartość butelki, dopełnił Spritem, po czym rzucił flaszkę pod stół, napełnił sobie kubek i oddalił się. Ekipie europejskiej zaświeciły się oczy i postanowiliśmy spróbować tego wynalazku. Jednak polska, ukraińska i rosyjska wódka jest najlepsza. Myślałam, że Hindusi nie piją, bo zabrania im religia, teraz już wiem że nie jest to jedyny powód…
Pozdrawiam Tych, którzy wrócili rankiem, następnego dnia. Więcej zdjęć wrzucę, jak je zdobędę.
Dalsza impreza była raczej drętwa, więc przenieśliśmy się do pobliskiego baru. Czesi, Amerykanie, Koreańczycy, Japonki, Polki, Tajki, Tajwańczycy, Włosi, Hindusi, Filipińczycy i Niemiec. Po kilku piwach intensywna wymiana językowa, zeszła na bardziej potoczny język, szczególnie gdy Woo Joo(Koreańczyk) zaczął się popisywać znajomością bluzgów, które słyszał będąc w Polsce. Nawet Tajwańczycy pękli i nauczyli nas czego lepiej nie mówić, ale co dobrze rozumieć… Zdecydowanie impreza w barze, była lepsza niż impreza OIA. I mogę Wam teraz napisać po koreańsku: 사랑해(saran hen), japońsku 愛し(ai szy te) i tajsku ผมรักคุณ(szalakhun)- kocham Was(Cię).
Niestety w Taichung panuje imprezowy deficyt. Wstęp do klubów kosztuje nawet 60zł! I to nie jakiś super ekstra klubów, tylko czegoś na poziomie opolskiej Ciny. W środy są Ladies Night i dziewczyny mogą wejść za darmo, jeżeli są na szpilkach, co w moim przypadku tutaj raczej niemożliwe, bo gdy założę szpilki, wezwą weterynarza, żeby uśpił i zabrał żyrafę, z powrotem do ZOO.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz