czwartek, 5 stycznia 2012

Nowy rok w starym Taipei.

Tak naprawdę są dwa miasta Taipei- stare i nowe. W nowy rok, wyruszyłyśmy na zwiedzanie starego. Zaczęłyśmy od memoriału, tym razem memoriału Sun Jat Sena
Memoriał Sun Jat Sena
Jednak od stacji metra czaiło się za nami 3 chłopaczków, w końcu dorwali nas na jednej z wystaw w memoriale i usiłowali przeprowadzić wywiad o Tajwanie oczami obcokrajowców, było to zadanie domowe na angielski, a chłopaki się tak przejęli, że zadający pytania o mało nie zemdlał- zrobił się zielony i zaczął jąkać. Odpowiedziałyśmy na pytania, po czym do oglądałyśmy wystawę dmuchanego szkła. Jakież było moje zdziwienie, gdy jednym z eksponatów okazała się ryba- dosłownie identyczna jak modne były za komuny w Polsce. Obsesyjnie marzę o takiej rybie, więc CZYTELNIKU jeżeli POSIADASZ taką RYBĘ i jej nie potrzebujesz ZALEWAJA CHĘTNIE PRZYGARNIE, gotowa nawet zapłacić w walucie PLN lub NTD tudzież %.
魚 Yú- ryba
Przy pomniku Sun Jat Sena całą dobę stoi straż, chłopaki stoją nieruchomo przez godzinę, po czym następuje zmiana warty. Warto było poczekać do pełnej godziny, żeby zobaczyć musztrę i zmianę warty.



Szkoda mi tych żołnierzy bo hordy turystów z Chin robią im zdjęcia, zachowując się przy tym strasznie. W ogóle doszłam do wniosku, że turyści z Chin zachowują się często jak stada krów. Swoje zdanie popieram nie tylko tym co widziałam w Taipei, ale i opowieściami Lily- koleżanki z Chin, która powiedziała, że nigdy więcej nie pojedzie z Chińczykami na wycieczkę. Grupy, które spotkałyśmy w Muzeum Pałacowym(jedno z największych muzeów na świecie), były wręcz niebezpieczne. Paradoksalnie- większość to emeryci, którzy wcale nie wyglądają na takich krzepkich, jakimi się okazują. W nowy rok wstęp do muzeum był za darmo(normalnie kosztuje 8zł), jakbym wiedziała to bym się tam nawet nie pchała, bo jak możecie sobie wyobrazić tłum dziki- dosłownie. 
Stoimy w kolejce na wystawę Jadeitu(taki minerał), wszyscy się pchają, bo wystawa naprawdę ciekawa(rzeźby). Pan przy bramce wpuszcza na salę po 15 osób, w kolejce jakieś 50, Chińczycy napierają, charkają, pociągają nosem i bekają(!). Pan otwiera przed nami bramkę i scenka lepsza niż na Jasnej Górze, oto babcie i dziadowie z Chin rzucają się na gablotki, obstawiają je tak że nic z zewnątrz już nie widać, a do tego niczym kameleony przyczepiają się łapami do szyb. W rogu stoi pan ze ściereczką i Pronto i po każdej grupie wyciera szyby ze śliny i tłustych paluchów. Dziki tłum depce mi stopy i przepływa do następnej sali, a zaraz po nim napływa kolejna ‘fala’. Wystawa fajna, muzeum piękne, tylko ta dzicz zepsuła mi całe wrażenie. Odnoszę wrażenie, że Tajwańczycy mają się za lepszych od Chińczyków. Czasem ciężko się z nimi nie zgodzić- Chińczycy się nie czają- potrafią głośno odcharknąć na ulicy i splunąć do kanału, beknąć na całą stołówkę czy wydać z siebie jeszcze inne odgłosy… i chociaż niektórzy Tajwańczycy robią to samo, to większość uważa takie zachowania za typowo ‘chińskie’ i gardzi nimi(na szczęście).
Muzeum Pałacowe budynek nr1
Budynek nr2
Budynek nr3 i skończyła mi się pamięć na karcie...
Jestem już tak zmęczona, że zasypiam na siedząco/stojąco/idąco, ale Leinata chce jeszcze zobaczyć Tęczowy most(jest inżynierem ‘od mostów’ i ma na ich punkcie totalnego fioła). Kupuję sobie litrową zieloną herbatę i mogę iść dalej. Jedziemy na nocny targ- Shilin- najsłynniejszy i bodajże największy na Tajwanie. Tłumy, ale jedzenie bardzo dobre. Kręcimy się jeszcze po okolicy, ale jesteśmy już tak zmęczone, że oczy nam się same zamykają. Wracamy na Ximen(simen), dzielnicę na której jest nasz hostel. Po drodze psuje spłuczkę w knajpie, co Leinata komentuje z politowaniem ‘Jak zwykle’.

Metro w Taipei i pan 'upychacz', który w godzinach szczytu pakuje ludzi do wagonów(hahaha)
Docieramy do Zebry i okazuje się, że hostel to przerobiony salon fryzjerski, a wszystko ściany, pościel, drzwi, nie wiedzieć czemu, zamiast w zebrę jest w panterkę. Kiedy właścicielka słyszy skąd jesteśmy, mówi że była w Krakowie, nawet aparat jej tam ukradli…
O 20:00 kładziemy się spać i dosłownie tracimy przytomność. Około 22:00 budzi mnie hieni rechot Chinki, która ma spać na łóżku obok. Gdyby nie to, że nogi bolały mnie tak jakby ktoś je wkręcił w maszynkę do mięsa, wstałabym i ukręciła łeb. W końcu się zamknęła, ale ja nie mogłam zasnąć przez następne 2 godziny. Jak jestem zmęczona robię się bardzo nietolerancyjna.
C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz