niedziela, 4 grudnia 2011

Niedziela w Kaczym Dole

Po dwóch dniach totalnego zamulania w akademiku(nauka, praca, lenistwo, pogoda), dzisiaj postanowiliśmy odbić sobie stracony czas. Zaczęło się od śniadania w… maku. Tak, przyznaję się bez bicia. Chciałam po prostu zjeść sobie bułkę z białym serkiem, a taką można zjeść tylko w Maku, jednak skończyło się na kawie i naleśnikach z syropem klonowym.
Nie ma jak w miarę normalny początek dnia. Zadowolone(ja, Lejnata i Zosia) i uhahane spotkałyśmy się z B.T i Woo Joo na dworcu, gdzie złapaliśmy autobus do ‘Rainbow village’, czyli „Tęczowej wioski”. Nazwa ta wzięła się od jej wyglądu. Zaczęło się od nowego plan zagospodarowania okolicy, w ramach którego miano wyburzyć domy. Wioska była zamieszkana przez emerytowanych żołnierzy. Jeden z nich pan Huang Yung-Fu(a właściwie Yung-Fu Huang, bo pierwszy człon chińskich imion to zawsze nazwisko) pomalował swoją chatkę w kolorowe wzory, co bardzo spodobało się sąsiadom i poprosili, żeby to samo namalował na ich domach. Nieoczekiwanie, władzom chatki spodobały się jeszcze bardziej i nie dość że nie ich wyburzyli to jeszcze rozreklamowali i stały się atrakcją turystyczną.
Stety i niestety, w niedzielę wioska przeżywa najazd rodzin i par, które fotografują się dosłownie z każdym kawałkiem pomalowanego muru. W sumie to się nie dziwię…
Misio siedział sobie pod jednym z domów, postanowiłam się przysiąść, ale jednak okazało się że miś to zwykły żul. Brudny i śmierdzący(zbutwiały)






PIES ŻYJE! Śpi po prostu.






Lejnata, niefotogeniczna ja i Woo Joo.

Wioska jednak jest bardzo malutka, właściwie to kilka chatek. Byliśmy przygotowani na dłuższe zwiedzanie, a że tak miło rozpoczęty dzień szkoda spędzać w akademiku, pojechaliśmy do jednej z moich(naszych) ulubionych herbaciarni- ‘Latea’. Mają tak świetną herbatę, że ciężko jest dostać stolik, ale ‘na białą mordę’ można na Tajwanie więcej, więc kelnerki szybko dostawiły stolik. Nie wiem co dosypują do tej herbaty, ale jest ona absolutnie uzależniająca. Ciekawy miks- zielona herbata z lodem+ mleczna pianka+ słona śmietana i… no właśnie czy ta zielona posypka to naprawdę zielona herbata? Może to ona sprawiła, że całą resztę dnia cieszyliśmy się jak głupki. Chociaż tutaj wypada wtrącić, że kiedy podpisywałam papiery wizowe poinformowano mnie, iż za próbę przemytu narkotyków na Tajwan grozi… kara śmierci. Więc zielona posypka to w 100% herbata. 


W Latea dość szybko wyszło uzależnienie Azjatów od… Internetu. Po jakiś 15 sekundach powyciągali telefony i inne 'iZabawki' i zaczęło się zdawanie relacji „Gdzie? Z kim? Co?” na facebooku, tweeterach i kto wie gdzie jeszcze(hipokrytka!). Kiedy już cała Korea, Tajlandia i Tajwan wiedziały gdzie się podziewamy zaczęliśmy się znęcać(w 6 językach) nad kartami zamówień. 


Postanowiliśmy kontynuować niedzielną włóczęgę po mieście. Muszę powiedzieć, że doszliśmy z Kaczym Dołem do pewnych porozumień i nieśmiało mogę powiedzieć, że chyba zaczynamy się lubić. Powędrowaliśmy w kierunku ratusza(okazało się że to po prostu szklano-stalowy moloch),patrzymy a tutaj… mnóstwo namiotów, pod którymi tłoczą się ludzie i wyrywają sobie szmaty, zabawki i inne cuda. Tak, trafiliśmy na pchli targ.




Na początku ostrożnie podeszliśmy do pierwszego namiotu, jednak pani ‘laoban’(sprzedawca/szef) zaczęła wrzeszczeć nam do ucha, że wszystko po 5 dolarów… czyli 50 groszy. No i się zaczęło. Zośka potrzebuje koca, bo w nocy zimno, a nie mamy grzejników, B.T uwielbia robić zakupy, a ja na pchlich targach ślinię się i tracę kontakt z rzeczywistością. Razem z Woo Joo dobraliśmy się do pudła ‘ze wszystkim’ i tam znalazłam tak potwornie smutnego słonia, że musiałam go kupić. Biedny leżał obok potwornych zabawek w stylu Disneya i Hello Kitty, nie mogłam go tam zostawić!
Uwaga! Achtung! Attention! Внимание!注意!
Konkurs na imię dla smutnego słonia! Propozycję proszę zamieszczać na FB.
Później dokupiłam jeszcze sweter za złotówkę i torebkę za 2zł(pan chciał 3zł ‘od Amerykanki’, ale że potwornie uraził tym moją dumę narodową, wytargowałam na 2zł, hahaha). Jakość swetra i torebki 1000% lepsza niż z night marketu.

Moje łupy za całe 3,5zł.
To znalazłam wśród zdjęć Zośki. Myślę, że w zamian za międzynarodową reklamę MZM w Malborku sp.z o.o powinno, co najmniej,  podarować mi dożywotni bilet na wszystkie linie, a także na przejazdy kolejką Marianek.
Byliśmy już bardzo głodni, ale nie mogliśmy się zdecydować gdzie i co zjeść. Wszystkim było ‘wszystko jedno’, więc przesądził rzut 5 groszówką, która wzbudziła dość spore zainteresowanie(tak jak bilet MZK Malbork). Wylądowaliśmy więc na świetnym żarciu(rzut monetą wskazywał na ‘dzisiaj jemy ryż zamiast makaronu’), które później jeszcze zalaliśmy piwem(japońskie, ale też szału nie ma) na ulubionym mostku inż. Lejnaty. To była fajna niedziela. Jutro poniedziałek i szykuje się gruba impreza- urodziny tajskiego(NIE tajwańskiego, a TAJSKIEGO) króla Ramy IX, na które dostałam zaproszenie(serio, serio), więc tydzień zapowiada się ciekawie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz