sobota, 6 września 2014

Studenty, football i Boston


Po czerwcowych przeżyciach na Port Authority w Nowym Jorku, moją pierwszą myślą po opuszczeniu dworca południowego w Bostonie było 'Ale tu czysto'. Dalej było tylko lepiej. Jestem super szczęściarą bo w Bostonie mieszka mój wujek z rodzina. Umówiliśmy się kolo dworca i tak zaczęła się moja tygodniowa bostońska przygoda.


Jeszcze tego samego wieczoru L. i B. zabrali mnie na kampus uniwersytetu Harvarda. Rok akademicki w Stanach zaczyna się 1 września, wiec trafiliśmy w środek przeprowadzek. Mimo, ze byłam tu pierwszy raz, atmosfera, która panowała na kampusie tego dnia, jest mi i wam, zapewne dobrze znana. Do dzisiaj ze szczegółami pamiętam mój pierwszy dzień w akademiku. To było, aż 6 lat temu, a pamiętam jak G. z koleżanką i jeszcze jakimś naszym sąsiadem, mocowali się z lodówką pośrodku pokoju. Byl piękny słoneczny dzień, szłyśmy do Tesco na Ozimską przez plac Kopernika, na którym dopiero budowali Solarisa. Wszystko było nowe, fascynujące i przerażające zarazem. Każdy następny powrót do Opola byl tylko lepszy. I tak stojąc pośrodku kampusu Harvarda, poczułam się strasznie smutno, ze w ten rok akademicki nie będzie już mój.


Krotka wycieczkę zakończyliśmy na lodach, a później obejrzałam w TV swój pierwszy mecz footboolu amerykańskiego, New England Patriots kontra New York Gigants. Patriots sa z Bostonu, wiec oczywiście zaciekle kibicowaliśmy im. B. moj mlodszy kuzyn, objasnial mi jak mogl zasady, niestety moj mozdzek nie nadarzal i dalej 80% nie rozumiem. Co gorsza Patriots przegrali trzema punktami, jednak podobno mecz ten nie liczyl sie do zadnego rankingu, bo prawdziwy sezon jeszcze sie nie rozpoczal.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz