środa, 25 czerwca 2014

Ta historia zaczyna się na dżej ef kej.


Wszystko miało się zacząć jak w piosence zespołu El dópa ‘Natalia w Bruklinie’, czyli ‘Ta historia zaczyna się na JFK, zanim mnie posłuchasz, na razie się nie śmiej. Żenujące przesłuchanie przez robota z ambasady, w Łomży nie ma teraz żadnej roboty(…)’.

Po przylocie pojechałyśmy do New Jersey, gdzie zakwaterowano nas w hotelu. Na obiad, kolację i śniadanie dostałyśmy plastikowy chleb i po paczce Laysów. Dzisiaj rano pracownica Camp America miała nas odwieźć do Nowego Jorku na bezpośredni autobus do Hanoveru(w New Nampshire). Niestety, ktoś źle przeliczył ile czasu zajmie poróż przez zakorkowany Nowy Jork i po 2 godzinach podróży spóźniłyśmy się na nasz autobus, który jak się okazało był jedynym dzisiejszego dnia. Dziewczyna z CA nie za bardzo się przejęła, tym że nie dowiozła nas na czas i bez zbędnych ceregieli wykopała z busa pod dworcem Port Authority i kazała się dostać do Bostonu, a z Bostonu do Hanoveru, po czym odpaliła silnik i odjechała. Razem z 3 Brytyjkami poszłyśmy szukać autobusu/kas/peronu i okazało się, że następny mamy za 4 godziny. Normalnie miałabym ochotę skręcić kark dziewczynie, która nas wiozła, bo przecież było do przewidzenia, że będą korki, a ona nawet specjalnie nie orientowała się o której mamy być na przystanku. Jednak tym razem, spóźnienie okazało się być nam bardzo na rękę.


Port Authority jest w samym środku Manhatanu. Po zainstalowaniu się w Starbucksie, skontaktowaniu z kierowniczką obozu i wypiciem mrożonej kawy, wyruszyłyśmy na krótkie zwiedzanie. Idąc na czuja w stronę wystającego ponad inne budynki Chrysler Building, trafiłyśmy na Times Square, a później idąc dalej na Fifth Avenue i pod Grand Central Terminal. Mimo poszukiwań nie znalazłyśmy reklamy Inglotu(pierwszej i jedynej polskiej marki, która reklamuje się na Times Square). Niestety, czasu było mało, bo po godzinie miałyśmy zmienić Brytyjki, które pilnowały bagaży w Starbucksie. O godzinie 1:00 wyjechałyśmy do Bostonu, tym samym ominiemy też ‘klątwę turysty’, która podobno ciąży na Statule Wolności. Według niektórych, ten kto będąc po raz pierwszy w Nowym Jorku, odwiedzi Statuę , nigdy więcej do miasta nie wróci. We wrześniu będziemy drugi raz, więc klątwa nas nie dosięgnie.


W Bostonie stało się to co musiało się stać… Poszłyśmy jeść do McDonalda. Koło cen podają kaloryczność, co sprawia, że oprócz tego, że przypominają mi się sceny produkcji fast foodów z filmu ‘Skrzydełko czy nóżka?’, czuje jak rośnie mi tyłek. Koniec maka, teraz już tylko woda, kiełki i Chodakowska.
Chociaż w sumie, a co mi tam! Schudnę na polskiej emeryturze!


Jestem już po pierwszym dniu pracy. Mamy co robić, więc napiszę jak znajdę chwilę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz