środa, 1 lutego 2012

Lato w Kaohsiung cz. 2

Następnego dnia wróciłam na wyspę, żeby zwiedzić latarnię morską. Przedtem zjadłam śniadanie nad brzegiem morza- kalmara na patyku. Akurat przerwę miały dzieciaki z pobliskiej podstawówki, więc najpierw nieśmiało, a później już bez żadnych oporów, obległy mnie i w ‘chingliszu’, mieszance angielskiego i chińskiego, zaczęliśmy rozmowę. ‘Ale masz fajny nos’, Czy twoje włosy są prawdziwe?’, ‘A jaki Ty masz kolor oczu?’, ‘ Jesteś z Ameryki?’, ‘A w Polsce jest zimno?’, ‘A macie śnieg?’ itp. Itd. Mi dzieciaki powiedziały, że uczą się angielskiego od 3 lat, a teraz właśnie mają przerwę na śniadanie i zawsze wtedy przychodzą na plażę. Jak im nie zazdrościć, że tutaj mieszkają?



Po zjedzeniu śniadania, pożegnaliśmy się i ruszyłam w kierunku latarni. Ze skały na której jest położona, roztacza się przepiękny widok na port i miasto. Mimo iż był środek tygodnia, mnóstwo ludzi przyszło zwiedzić latarnię. Stałam sobie i robiłam zdjęcia, kiedy podbiegł do mnie chłopczyk, na oko 3 letni i powiedział po angielsku „Cześć! Mam na imię Brandon. Jak masz na imię?’, ale zanim mu dopowiedziałam, uciekł. Po chwili wrócił z mamą, która powiedziała, że założyła się z nim o zestaw klocków Lego, że do mnie nie podejdzie i nie zapyta o imię. Mały strasznie się mnie wstydził i nic więcej nie chciał mówić, ale klocki Lego wygrał. Okazało się też, że jego mama, 3 miesiące temu była w Polsce, świat jest mały.
Mój nowy kolega.
Wróciłam z wyspy do miasta i poszłam zobaczyć budynek w którym do lat 70’ mieściła się ambasada brytyjska. Jak to mówi o Brytyjczykach Woo Joo ‘najwięksi złodzieje na świecie’, mieli najlepszą miejscówkę w całym mieście. Widok z ambasady- na południu morze, na zachodzie wyspa z latarnią morską, a na północy miasto. Śmiać mi się chciało, bo to właśnie w ambasadzie przypomniało mi się jak Woo Joo stwierdził, że jeżeli chce się zobaczyć dzieła sztuki z Indii, Egiptu czy jakiej kol wiek innej byłej Brytyjskiej kolonii, nie ma po co do niej jechać, wystarczy wizyta w Londynie bo ‘Brytyjczycy to najwięksi złodzieje na świecie’. Muszę użyć tego argumentu, kiedy jeszcze raz w Europie usłyszę, że Polacy to złodzieje.
Była ambasada brytyjska.
Schody do ambasady.


Widok na północ.
Widok na południe.
Bardzo podobał mi się port Kaohsiung. W dalszym ciągu jest jednym z najważniejszych na Tajwanie, ale mimo to jego spora część została zamknięta. Zamknięte magazyny, a nawet stację kolejową Tajwańczycy zaadoptowali na centrum sztuki i muzeum. Dzięki temu nie popadły w ruinę, tak jak wiele dworców, magazynów i hal w Polsce.
Tutaj nie było Niemców...
                                         http://wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34309,4063264.html
Stare magazyny portowe zaadoptowane na centrum sztuki.
Nie wiem co to za akcja, ale jaszczury świetne!
Niestety mój pociąg nie miał takiej lokomotywy.
Zrobiłam sobie jeszcze spacer wokół Jeziora Lotosu i pociągiem wróciłam do Kaczego Dołu, gdzie czekała na mnie nieoczekiwana przeprowadzka do pokoju Japonek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz