poniedziałek, 13 lutego 2012

Wsiąść do pociągu...

Nie zostałam też zjedzona, jak niektórzy sugerowali.


Dzisiaj chciałam zapewnić wszystkich, którzy zainteresowali się bardziej lub mniej moim zniknięciem, że a) nie porwali mnie handlarze ludzkimi organami b) nie porwało mnie tsunami, nie wciągnęła trąba powietrzna, ani nie zapadłam się pod ziemię w wyniku jej trzęsienia c) żyję i mam się dobrze(wszystkie wyniki w normie).
Chciałabym też potwierdzić, że jestem już w Polsce i zostaję na dobre. W związku z tym idea bloga została wyczerpana, bo uroki i niesamowitości życia w naszej pięknej ojczyźnie możemy odkrywać każdy na własną rękę. Mój status kosmity wygasł już w Szanghaju, gdzie znalazłam się w grupie blondynów z niebieskimi oczyma, którzy zmierzali do Frankfurtu.
Po powrocie doznałam małego szoku termicznego, wyjście rano(o 10:00 czasu tajwańskiego, a o 3:00 w nocy polskiego) spod kołdry było niczym ‘morsowanie się’ w Bałtyku. Jednak mój organizm dość szybko przestawił się na tryb zimowy. Dzisiaj opowiem Wam ostatnią, chociaż trochę już mniej ‘kosmiczną’ historię.
Zdjęcie pobrane z money.pl
A było to tak: W próbie pozbycia się statusu ‘bezrobotna’, powędrowałam, a właściwie pojechałam pociągiem, z miasta O. do miasta K. Wchodząc na stację PKP, jeszcze w mieście O. natrafiłam na tłum zamarzających ludzi i informację na tablicy, że wszystkie pociągi z północy na południe są opóźnione. Mój pociąg był opóźniony 70 minut, a ten przed moim o całe 118. Zastanawiam się dlaczego PKP podaje opóźnienia w minutach? Wydaje się im, że 118 minut brzmi weselej niż 2 godziny? Nie zrażona jednak faktem opóźnienia, podchodzę do okienka informacji, gdzie bardzo pan kolejarz zajada właśnie coś ze słoika(wyglądało jak klopsy z Biedronki) i na mój widok robi bardzo przyjazną minę, przełyka klopsa. Ja: Dobry wieczór, czy można wiedzieć dlaczego są takie opóźnienia? On: Eeee… Ja niiiic nie wiem(i zaczyna wyciągać następnego klopsa ze słoika) Ja: Jak to pan nic nie wie? A ten pociąg do Krakowa, dlaczego jest opóźniony o 2 godziny? Ten 14:15(wtedy była 16:40). Na co pan, żując klopsa: Aaa ten, no, bo ktoś się tam rzucił na tory i ten pociąg stoi gdzieś w polu, proszę pani, a w ogóle to tam czekają jeszcze na prokuratora i dlatego cała linia jest zamknięta, aż kolesia sprzątną z torów. Ja(z rozdziawioną z wrażenia szczęką: Eeeee, acha, dziękuję…  Pan skinął głową, trzasnął okienkiem i wrócił do swoich klopsów. A ja wróciłam do mieszkania moich drogich J&P, a do miasta K. dojechałam na drugi dzień. Ja tam bardzo lubię polskie koleje, czy Wy też zauważyliście ich socjologiczny fenomen? Otóż narzekanie na polskie koleje zbliża ludzi, większość peronowych znajomości zostaje zawarta właśnie poprzez narzekanie, każdy ma w zanadrzu co najmniej jedną historię ‘o kiblu w PKP’, albo o ‘smrodzie i brudzie’. Nawet na Tajwanie, jedna z Tajwanek zapytała, czy to prawda, że w polskich pociągach nie można korzystać z toalety podczas postoju(tak jej doniosła koleżanka, która była w Polsce). Mimo wszystko, ja tam lubię PKP, lubię nawet posłuchać tych narzekań i poprzyglądać się ludziom. Więc kiedy po pięciodniowym pobycie w mieście K.(dziękuję pannie G. za udzielenie mi schronienia w 25 stopniowe mrozy), musiałam wracać do domu, wybrałam po raz kolejny PKP. Pociąg relacji K.- Lelenia Góra, wsiadam do ciepłego(tutaj już bez ironii) przedziału, pociąg odjeżdża o czasie, za oknem Ślunsk w promieniach słońca, pada śnieg, super, za 3 godziny będę we W. Jednak… Zatrzymujemy się po półgodzinie, w mieście na G. i stoimy, stoimy 15 minut, pół godziny, po peronie chodzą w tę i z powrotem niezadowolone panie z plastikowymi wiaderkami i mopami w garści. Po godzinie moja sympatia do PKP znika już zupełnie, a na peronie nie ma nikogo kto łaskawie udzieliłby informacji. Dopiero po półtorej godziny postoju, drzwi do przedziału otwiera konduktorka i szczerze zdziwiona pyta: A panie co tutaj robią?! „Jak to co? Sprzedajemy cebulę” myślę sobie. Jak to co? Jedziemy do W.- odpowiadam, na co pani zaczyna nerwowo chichotać(!) i mówi: To panie nic nie wiedzą! Dwa wagony dalej umarł jeden pan, dostał zawału serca, a my teraz według procedury musimy zdezynfekować cały przedział, no i raczej już nigdzie nie pojedziemy. –To nie mogłaby pani przyjść nam o tym powiedzieć wcześniej? –Proszę… proszę nic nie gadać, tylko jak chcą panie jechać dalej to proszę przejść na peron drugi, stamtąd odjeżdża pociąg Regio i po dwóch przesiadkach dojadą panie do W.
Szkoda tego pasażera, co nigdy już nie dojedzie tam gdzie planował.
"Zezwolenie na przejazd pociągiem 38100(zgon w pociągu 36121)".
Nie tylko my byłyśmy zaskoczone i złe, że nikt nie powiedział nam wcześniej, że nigdzie nie pojedziemy. Zły i spóźniony tłum, przebiegł na peron drugi, tylko po to żeby zobaczyć tył odjeżdżającego pociągu Regio. Część ludzi wróciła do pociągu do Leleniej Góry, dwóch panów nawet z zamiarem ‘spuszczenia wpierdolu konduktorowi’. Ja poszłam do kasy i poprosiłam o oddanie mi pieniędzy za bilet lub wystawienie nowego na następny pociąg. Dostałam to drugie. W holu dworca zatrzymała się grupa Hiszpanów, darli się i pokazywali palcami tablice przyjazdy i odjazdy. Objaśnienia tylko po polsku, pani Moniki(jedynej mówiącej po angielsku kasjerki) akurat nie ma, tak PKP zachęca obcokrajowców do nauki naszego pięknego języka. Hiszpanie jednak mało rozgarnięci, bo tylko jeden mów po angielsku. Akcja jak z „Misia”, Hiszpan chce kupić bilet do „Wroklafia”, na co kasjerka „Gdzie? Nie ma  takiego miasta!” Hiszpan: „To Wroklaf’, w końcu dostali bilety do… Opola. Ale która godzina, peron i tor, nikt im nie powiedział. Stoimy na peronie Hiszpan do mnie: ‘Czy ten pociąg jedzie do Opola? A jak z Opola dojechać do Wroklafia?’ Ja: ‘Do Wrocławia, ten pociąg jedzie do Wrocławia’, on: ‘Nie, ja chce jechać do Wroklafia’, ja’ To miasto nazywa się WroCław’, on: ’Ale my mamy bilety tylko do Opola, bo w kasie nam powiedzieli że musimy się tam przesiąść’ ja: ‘To dokupcie bilety dalej u konduktora, jak chcesz to mu wytłumaczę o co chodzi, bo raczej nie liczyłabym na jego angielski’, on: ‘Dzięki, poradzimy sobie jakoś’. Dojechaliśmy do Opola, patrzę przez okno, a tam konduktor wywala Hiszpanów z pociągu na 20 stopniowy mróz. Co życzliwy pan, z którym siedziałam w przedziale skomentował: ‘Trza się było uczyć polskiego, hłehłehłehłe’.

PKP connecting people! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz