W niedzielę postanowiłyśmy zwiedzić coś oddalonego od centrum. Wybrałyśmy targ rybny, chcąc spróbować czegoś dobrego i jednocześnie będącego tutejszą specjalnością. Tajwan słynie z owoców morza i ryb, są tutaj tanie jak barszcz. Patrząc na mapę wydaje się, że Taichung leży nad samym morzem i dotarcie nad brzeg to tylko kilkanaście minut. Dzisiaj przekonałam się, że byłam w dużym błędzie. Z dworca głównego jechałyśmy półtorej godziny do głównego portu. To jeden z najważniejszych na Tajwanie, stąd do Europy trafiają komputery Dell, Asus i Acer, a także setki tysięcy produktów Made In Taiwan. Mieści się tu też targ rybny, na który przyjeżdżają okoliczni mieszkańcy. Kiedy mówiłyśmy, że przyjechałyśmy z Taichung, ludzie strasznie się dziwili, dla nich taki targ i to co się na nim sprzedaje to normalka. Oczywiście wielu ludzi bardziej niż zakupy interesowałyśmy my, pokazywali nas palcami i robili zdjęcia. Śmieszne, bo właśnie zrozumiałam dlaczego turyści z Azji robią w Europie tyle zdjęć- wszystko tak się różni, że nie sposób się powstrzymać. Po powrocie stwierdziłyśmy, że na pewno tam wrócimy.
|
Pani sprzedająca guajawy. |
|
To wszystko rybska i inne owoce morza. |
|
Ślimaki różnych rozmiarów, smakują jak... czosnek. |
|
Nie spróbowałam, ale to chyba śliwki w karmelu, całkiem apetycznie wyglądają, spróbuję następnym razem. |
Oczywiście dla mnie, kompletnie nie nawykłej do owoców morza, wszystko było nowe. Dlatego zrobiłam około 100 zdjęć. Najbardziej ciekawe były jednak kalmary na kijkach szaszłykowych. Smakują jak kurczak, są serwowane w ostrej papryce i sezamie. Pycha!
Najciekawsze "okazy" z targu, niestety nie można było ich spróbować na miejscu, a w akademiku nie ma kuchni, więc pozostało tylko oglądanie:
|
Mina jak u polskiego dresiarza. |
|
Ostrygi. |
|
Wodorosty. Jadłam kiedyś w sosie sezamowym. Pychota. |
|
To też wodorosty, co Wam przypominają? |
|
Smutne rekiny |
|
Kawałek ośmiornicy. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz