Oto właśnie tajwańska aura postanowiła się zemścić na za cwanych obcokrajowcach i przyszła, przepowiadana przez wielu, osławiona i przerażająca jak hello kitty w ciemnej ulicy… TAJWAŃSKA ZIMA! Temperatura ‘spadła’ do + 15 stopni Celcjusza, wiatr urywa głowę, a wilgotność czuć w kościach. Przyznaję- jest zimno! ZIMNO! Dobra, dobra już widzę wasze kpiące uśmieszki ‘Że niby +15 to jest zimno! W Polsce jest 3 stopnie w dzień i to jest zimno!’ tak, tak, ale w Polsce Moi Drodzy macie szczelne okna i grzejniki(dzisiaj w supermarkecie znienawidziłam szczerze parkę, która kupowała elektryczny grzejnik, ja nie mogę trzymać czegoś takiego w akademiku!). Teraz siedzę sobie w pokoju na 9 piętrze i patrzę jak mój ręcznik upchnięty w szparę w oknie, buja się wesoło na wietrze, a przez środek pokoju, niczym suchowieje na pustyni przewalają się koty kurzu, wywiane spod szafy. Cóż, subtropik to nie tropik, a wilgotność mogę mierzyć bólem korzonków. Dzisiaj musi być jakieś 95% bo przez 40 minut próbowałam rano wyprostować nogi… Dobra, to byłoby na tyle narzekań, przejdźmy do opisu zimy na Tajwanie. Wygląda to tak:
Wczoraj, wylądowałyśmy na kończącym się już, festiwalu kwiatów pod, a właściwie ‘nad’ Taichung. Wyruszyłyśmy z akademika o 10:00, a na autobus do Xinshe(Sinsze), czekałyśmy 40 minut. O ile pogoda rano zapowiadała się pięknie, o tyle na dworcu wiało jak w Kieleckiem(to się inaczej mówi…), a w Xinshe zachmurzyło się i pod koniec zaczęło padać. Jednak droga do miasteczka była świetna, bo miałyśmy miejsca siedzące i na własne oczy mogłyśmy się przekonać, że Kaczy Dół to naprawdę dół. Autobus wjeżdżał krętą drogą w góry z których można było podziwiać panoramę miasta. Po przesiadce na darmowy bus w miasteczku, znalazłyśmy się na polach kwiatów. Dla nas- szału nie było, każdy kto chociaż raz jechał w czerwcu PKP na dowolnej trasie, widział pola zarośnięte makami, chabrami, rumiankiem, a jak jechał z Brzegu do Opola, to widział i takie pole:
Jednak świadomość, że w Polsce jest teraz szara zgnilizna(chociaż mam nadzieję, że niedługo spadnie śnieg), a tutaj wciąż kwitną kwiaty, była świetna.
Minusem były tłumy ludzi, którzy tak jak my chcieli zobaczyć festiwal przed zamknięciem, a była to ostatnia szansa. Chociaż, momentami można było się pośmiać nad stylem bycia niektórych Tajwańczyków, którzy robili sobie zdjęcia ‘z łokcia’ wielkimi lustrzankami, albo przebierali swoje miniaturowe pieski w cieplejsze sweterki.
Skrzyżowanie szczura z psem, ke ai(słodkie).. |
Nie zmarzłam wczoraj aż tak, czego nie można powiedzieć o naszych Azjatkach, które, oszukane przez poranne słońce ubrały się za lekko i trzęsły z zimna. Na szczęście pola, obstawione były budami z ciepłymi napojami i jedzeniem. My wybrałyśmy mrożone banany w czekoladzie. Pychota, chociaż Tajki patrzyły na nas ze zgrozą.
Muszę przyznać, że nie jestem wielką fanką orchidei, ale te które tutaj widziałam, naprawdę są niesamowite. |
Moja wielka łapa jako punkt odniesienia. |
Wracając do Taichung, zatrzymałyśmy się na chwilę w ‘7 eleven’, żeby zagrzać się i kupić coś ciepłego do picia. Na okładce ELLE znalazłam...Hello Kitty, zaczynam mieć lęki gdy widzę tego kota. Jest wszędzie, nawet w zupkach i na papierze toaletowym. A teraz jeszcze ELLE. Chyba zaczyna mi odbijać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz